- Ten człowiek… powiedzmy tak, nazwisko którym się posługuje nie jest jego. - odparł jeden z ochroniarzy. Żaden z nich nie usiadł. Jedem opał się o ścianę, drugi o futrynę i zerkał co chwilę na zewnątrz. - Przedstawiał się jako Robert Tumuz. Nie wiemy dla kogo pracuje, ale razem z nim odbieraliśmy jakieś papiery od jurysty w Fassenbergu. Winckler, Brunon czy jakoś tak. Przy rynku dom ma. Spory.
- Jak nasz pryncypał uciekł, to my jesteśmy kryci - powiedział ten przy drzwiach z krzywym uśmiechem - Najął nas do ochrony, sam spierdolił. A my zatrzymaliśmy pościg. Takiej wersji będziemy się trzymać. Gdyby nie to, że w chuja nas zrobił i nie powiedział po co tu jedziemy to byśmy nie gadali, spróbowalibyśmy się przebić.. Zanim wróci do Fassenbergu my już powinniśmy być daleko.
- Słyszeliśmy kawałek rozmowy tego Wincklera z Tumuzem. Wspominał, że jakiś znajomek Hermholtza wszystko obłatwił i że tylko z papierami ma jechać. Że wszystko załatwione. Nie wiemy co to za jedni.
Ten bliżej pokręcił głową i rzekł:
- Dzięki za ofertę, ale nie. Co innego zerwanie kontraktu, a co innego przejście na drugą stronę. Wtedy to już wszędzie byśmy byli spaleni. Zresztą coś czuję, że każde pieniądze jakie byśmy zarządali to było by za mało. Ktoś się na was zawziął i duża kasa za tym idzie. Nawet z nami się poważnie nie targowali, a tani nie jesteśmy.
Offline
Sposępniał. Nie tak miała przebiegać ta rozmowa.
- szkoda- rzucił gdzieś w nicość, jego wzrok przestał być obecny
Ludwig nie był głupi. Rozumiał, że jego rozmówcy z każdą chwilą stają się bardziej pewni siebie. Z pewnością zmiana frontu nie stanowiła dla takich występków żadnego problemu. Liczyła się kalkulacja. Udzielili mu co prawda kilku informacji, ale na pewno takich, które nie stanowiły dla nich żadnego zagrożenia. Poznali swojego zleceniodawcę na tyle, by zrozumieć że mają koneksje. Czyli byli kimś ważnym. Na przeciw nim pojawił się jakiś karczmarz, wyglądało na to.. szlachcic. Zebrał kilku popleczników, którzy wyglądali na zwykły motłoch. Zwykła kalkulacja, powodzenia jak i pieniądza. Władza przeciwko komu? - pomyślał
Pojawił się jeszcze jeden problem. Ci ludzie dostali pieniądze i prawdopodobnie wrócą do swojego zleceniodawcy. Chyba że.. wyglądało na to że musi postawić na jedną kartę.
Swobodnie zaczerpnął wiatrów magii. Poczuł jak energia eteru niczym życiodajny nektar nasyca jego ciało.
- szkoda.... że podejmujecie takie decyzje bez namysłu - spojrzał na nich. Przez moment jego oczy nienaturalnie się zaszkliły.
- wydaje mi się, że nie do końca oceniliście swoje położenie... i nas. Jesteście aktualnie między młotem a kowadłem. I tylko wybór jednej ze stron jest możliwy.
Poczuł, że nagromadzona w nim energia kipi i chce znaleźć ujście.
- więc spytam ostatni raz, czy zostajecie ludźmi baroneta Erwina von Duneberga?
Offline
- Może i jesteśmy między młotem i kowadłem, ale traktuj nas pan jak krasnoludzką minę. Można jej przypierdolić młotem, ale potem urwie łapy przy samej dupie.
- Widać czas już na nas. Umowa była na informacje za nasz bezpieczny odjazd. Doszliśmy do propozycji handlowych. Tu nie dojdziemy do porozumienia, tedy czas na nas, bo szkoda żeby po tak miłym popołudniu jakieś niepotrzebne słowo się wypsnęło.
- Nie kłopoczcie się odprowadzaniem nasz, drogę znamy. Liczymy, że nie zobaczymy się więcej.
Offline
Przez moment rozważał czy nie wypuścić energii eteru w ich kierunku. Była szansa, że jeden z nich zginąłby bez walki, z drugim poradziliby sobie w grupie. Nie jestem mordercą - uświadomił sobie- przynajmniej nie bez powodu.
Miał nadzieję, że przynajmniej uciekiniera będzie można przesłuchać.
- w takim razie bywajcie- machnął ręką - jeśli jednak zmienicie zdanie, wiecie gdzie nas szukać.
Offline
Karczma
- Zapamiętamy - odparł jeden z ochroniarzy - Powodzenia.
Wyszli wciąż świadomi ze laska szlachty na pstrym koniu jeździ. Kiwnęli głowami na pożegnanie stojącym w pobliżu najemnikom i wyszli. Długo nie zabawili w stajni. Ba, nawet rzucili miedziaka stajennemu i odjechali. W kierunku przeciwnym niż leżał Fassenberg. Gdyby chcieli potem zawrócić tak by z karczmy nie było widać, nadłożyli by zdrowo drogi.
Gdzieś na zapleczu żona Hermana czyniła mu wymówki, że jaśnie pan Erwin wyskoczył na nią z mieczem. Na bezbronną niewiastę!
Pod lasem
Erwin, odnalazł konie na skraju lasu. Oba pasły się na trawie. Niestety jeden kulał, ale chodzi o własnych siłach więc chyba nie było tak źle. Musiał zbadać to koński znachor. Droga do tartaku zabrała dłuższą chwilę, z powodu kulawego konia, ale w końcu zajechał na dziedziniec.
Znalazł się też zagubiony wspólnik. Dostał informację od drwali, że znowu kogoś widzieli kręcącego się w pobliżu. Niestety tym razem nie byli to zbóje, znaleźli ślady goblinów. Niedużej grupy, zapewne zwiadowców.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Edgar wjechał na dziedziniec tartaku. Brama chociaż nie zamknięta ale pilnowana przez jednego z drwali. Rozpoznał szlachcica z odległości więc nie było przykrych incydentów.
Kiedy zsiadł z konia i ktoś z obsługi tartaku wziął wierzchowce z głównego budynku wyszedł Sigriz z dwoma najemnikami.
-Witaj Edgarze. Jak tam odwiedziny?- Rzucił uśmiechnięty towarzysz przygód Edgara.
-Wizyta sporo nam dała, ale teraz inny mamy problem- Szybko urwał przybysz i ruszył na powitanie z przyjacielem.
-Gobliny w lesie spotkałem. Pięć sztuk tego patałajstwa. Pewnie jakaś grupa zwiadowcza lub coś.- Oznajmił wojownikowi po zakończonym powitaniu.
-A tak wiemy. Właśnie tu jestem by je dorwać. Jak was nie było przysłali po mnie bym się tym zajął. Tropiliśmy ale ślad się urwał.- Wyjaśnił Sigriz swoją obecność w tartaku.
-No ja na nich natrafiłem niedaleko. Mieli mały obóz więc pewnie wrócili do niego i ruszyli dalej. Może weźmiesz kogoś i pozbędziecie się ich? Ja muszę pilnie do zajazdu i tylko ostrzec przybyłem.- Mówił dość szybko lekko zdenerwowany.
-Nie martw się o to. Zajmę się tym i zabezpieczę tartak.- Z uśmiechem oznajmił brat broni Edgara.
-Cieszę się, że zająłeś się tą sprawą i ufam, że przybędziesz jak się uporasz z nią do nas. Trzeba omówić parę kwestii. Teraz muszę już wracać. Obgadamy wszystko później.- Edgar machnął na chłopaka który trzymał konie.
- Ten coś okulał. Niech ktoś się nim zajmie. Nie chcę pogarszać jego stanu drogą powrotną. A teraz żegnaj i do szybkiego Sigriz.- Edgar uścisnął dłoń drucha i kiwnął głową do najemników. Wskoczył na konia i ruszył ku zajazdowi.
Offline
Erwin dotarł do karczmy, po słońcu poznał, że z godzinę go nie było. W środku zastał już wszystko doprowadzone do porządku, nie było żadnego śladu po niedawnym zajściu. Przechodząca przez podwórze żona Hermana obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
Offline
Erwin lekko kiwnął głową kobiecie i wszedł do karczmy. Rozejrzał się ale nic nie wskazywało żeby coś się tu wydarzyło. Udał się do kantorka z nadzieją, że zastanie tam Ludwiga i resztę. Jakież było jego rozczarowanie wchodząc do pomieszczenia w którym był tylko jego przyjaciel.
-Zwiał mi. Do tego mamy zwiadowców goblińskich na terenie. Sigriz w tartaku już zajął się tą sprawą i dla tego go nie było tu. A co u Ciebie?- Wypowiedział raport jednym tchem po czym zaczął głęboko oddychać. Czekając na odpowiedź siedzącego za biurkiem Ludwiga.
Offline
Siedział i obojętnie patrzył na Erwina.
- w takim razie będą już wiedzieć, że wróciliśmy i mamy pomagierów. Inna rzecz mnie zastanawia - zawiesił się na chwilę - po co wysyłali tego pozoranta, skoro mistrz sekty się już z nami zapoznał? nie komunikują się między sobą?
Dopiero dostrzegł pytające spojrzenie Erwina
- aaa, tak, nasi rozmówcy wskazali niejakiego jurystę w Fassenbergu. Wincklera Brunona. Ma chatę w mieście. To od niego miał dostać ten człowiek papiery. Ten człowiek, w sensie co ci uciekł, używał podstawionych danych Roberta Tumuza. Podobno jakiś znajomek Hermholtza wszystko załatwił i że tylko z papierami miał jechać.
Offline
Erwin podszedł do biurka i zasiadł na fotelu z boku. Zaczął się zastanawiać i po krótkiej chwili powiedział.
-Trzeba zatem odwiedzić tego jegomościa w Fassenbergu i przygotować się do drogi powrotnej od niego bo zapewne będą chcieli nas się pozbyć.- Popatrzył na przyjaciela.
-Kiedy chcemy ruszać?- Dodał po chwili.
Offline
Ludwig nadal wydał się jakby nieobecny.
- przyznam.... że myślałem nad czymś innym - spojrzał na Erwina - jak widać, nasze obecne spotkania, rozmowy - gestykulował - nie na wiele się zdają. Może powinniśmy zmienić strategię naszych działań?
Wstał i przeszedł się chwilę to w jedną, to w drugą stronę. Przez moment usłyszeli głośny śmiech z głównej izby. Najwyraźniej kogoś z przyjezdnych bardziej już wcięło.
Odezwał się ściszonym głosem
- Pan Winckler Brunon nas nie zna. Przynajmniej osobiście. Może dobrze byłoby go pośledzić i jeśli się nadarzy okazja... porwać? - spojrzał na Erwina - tylko najlepiej gdyby Pan Brunon zniknął a nikt nie wiedział jaki był powód jego zniknięcia. My w tym czasie moglibyśmy go gdzieś przechowywać i pozyskać od niego potrzebne informacje.
Znowu zaczął się przechadzać
- załóżmy że się to powiedzie.. co już brzmi dość ryzykownie.. najlepiej gdyby nie poznał naszych miejsc,twarzy i głosów, ktoś z naszych ludzi może udawać przywódcę. Możemy dać mu do zrozumienia, że nadal są ludzie wierni poprzedniej władzy lub... inkwizycji.
- oczywiście jest też twoja propozycja.. pytanie tylko w jakim celu mielibyśmy się z nim spotkać? jakie pytania mu zadać? bo z tego co obserwuję niekoniecznie muszą się nas pozbyć, przynajmniej od razu. Mogą nas aresztować, a o resztę cyrku zadba już nasz mistrz.
Offline
Erwin patrzył zdziwiony na przyjaciela, który przedstawił mu pomysł porwania.
-Ludwigu. Ja nie przyłożę ręki do tak haniebnego czynu. Ty rób jak uważasz w tej kwestii, ale nie mieszaj mnie w to. Prędzej zaszlachtuję niż porwę. Ufam Tobie. Wiesz o tym.- Powiedział poważnie.
-Zrobisz jak uważasz. Sigriz zajmie się pilnowaniem dobytku na miejscu a ja dowiem się ile się da na mieście. Ty w tym czasie możesz zorganizować swój plan.- podsumował swoje przemyślenia.
Offline
Rozumiem - rzekł rozczarowanym głosem. Właściwie mógł przewidzieć, że taka będzie reakcja Erwina. Ale głośno myślał i plan tworzył się na poczekaniu.
Poczuł się w tym momencie kompletnie osamotniony. Nie był ani żołnierzem... ani złodziejem... ani zabójcą. Ale chciał coś działać. Wiedział że tracą czas i jeśli chcą posiadać nadal co mają, powinni o to walczyć różnymi środkami. Sigriz przestał w ogóle interesować się problemami, Erwin najwyraźniej liczył, ze jakimś cudem uknuta intryga go ominie.
W sumie.. zaczynał rozumieć, jaką niszę w relacjach międzyludzkich potrafili zagospodarować magowie.
- w takim razie ilu ludzi mogę wziąć pod komendę? - spytał
- od tej pory zarówno ja jak i wybrani nasi ludzie, nie będziemy ciebie informować o naszych postępach - dodał poważnym tonem
- oczywiście nie dotyczy to informacji, które uda nam się pozyskać w ramach naszej akcji
Offline
Erwin uśmiechnął się na ostatnie słowa przyjaciela.
-Postępy możesz ujawniać. Nie róbmy ze mnie nie wiadomo kogo.- Wyprostował się w fotelu i westchnął.
-Ludzi ilu chcesz bierz. Wiesz kto się przyda a kto może nawalić. Ilu zostawisz tylu będę miał do obrony włości.- Kiwał teraz z lekka głową.
Cieszył się, że Ludwig nie miał oporów przed działaniem na granicy prawa. Jemu nie wypadało, szczególnie myśląc o przyszłości. Jednak przyszłości może w ogóle nie być lub zakończyć się u Mora zbyt szybko.
Von Duneberg będzie wspierał jak może Ludwiga. Jeśli poprosi go o pomoc to porzuci plany i dla dobra wspólnego wesprze przyjaciela.
Offline
Ludwig skłonił mu się lekko i opuścił kantorek. Kiedy znalazł Kinola w głównej izbie, powiedział mu, aby przyszedł do jego pokoju razem z Kłusolem.
Pukanie wytrąciło Ludwiga z historii, której czytał w książce. Była to przygodowa książka o nie jakim Auguście, który zwiedzał okolice Imperium.
- proszę - odezwał się
Drzwi otworzyły się. Pojawiły się sylwetki kolejnych z ich ludzi.
- Kłusol, zamknij drzwi, siadajcie - machnął ręką na krzesła, było tylko jedno, dwa licząc jego fotel.
Popatrzyli po sobie, po czym Kinol usiadł. Kłusol przez zamknięcie drzwi stracił cenny czas.
Ludwig odłożył książkę na półkę i wskazał mu gestem fotel
- siadaj śmiało - oparł się o regał i czekał aż Kłusol siądzie.
- będę Was potrzebował do pewnego zadania - zaczął - chcę tylko, byśmy ustalili pewne reguły na początek. Muszę wiedzieć, czy są dla was jasne i nie macie żadnych przeciwwskazań. Najwyraźniej musiało ich to zaciekawić, bo obaj mieli wzrok skupiony na nim.
- to zadanie będzie znane tylko wam i tak powinno pozostać. Nie dzielicie się informacji na ten temat z kimkolwiek, ani z pozostałymi naszymi ludźmi, ani nawet z Sigrizem i Erwinem.
Kłusol jakby zesztywniał i wytężył bardziej oczy. Po chwili spojrzał na Kinola.
- Erwin z pewnych powodów nie może się w to angażować, dlatego jeśli będzie potrzeba informacje może uzyskać tylko ode mnie – Kinol chwilę mu się przyglądał badawczo, po czym wzruszył ramionami – skoro tak chcecie to tak będzie – Kłusol zawtórował mu – mów o co chodzi – dodał.
Ludwig przeszedł się po pokoju
- jest pewien człowiek, jurysta z Fassenbergu, pan Winckler Brunon. Na początek – kontynuował – chciałbym, żebyście trochę zanim na zmianę pochodzili w mieście. Chcę wiedzieć, w jakich godzinach co robi, kiedy jest w domu, kiedy w pracy, jakie ma przyzwyczajenia, jakimi drogami idzie i wraca, w których miejscach bywa, nocuje. Oczywiście to może wymagać, nieco dłuższej obecności w mieście lub nawet zostania na noc. Udam się z wami na początek do miasta i sam postaram się nieco wywiedzieć na jego temat i może znajdę wam jakiś nocleg. W kwestiach terenowych i śledzenia, wolę się jednak zdać na was. Musicie też uważać, aby nie wypatrzył was ten młokos, co był tu z glejtem – ich spojrzenia były pytające – tak, niestety zwiał.
Kinol podniósł rękę aby mu przerwać – mógłby się tu przydać Szczerbul, umie gadać i radzi sobie w mieście.
- wiem, ale wolałbym żebyście raczej unikali rozmów, a bardziej skupili się na obserwacji. Im więcej osób będzie z wami rozmawiać, tym większe ryzyko że ktoś was zapamięta.
Spojrzał prosto w oczy Kinolowi
– bo kto wie, pewnego dnia jurysta może zniknąć.
Kinol zaczynał rozumieć, o co chodzi, Kłusol przetrawił to nieco dłużej.
- oczywiście Szczerbul to dobry pomysł, jego nikt nie widział więc może swobodniej się kręcić po mieście. Wtajemniczcie go i w warunki konspiracji jakie wam przedstawiłem. Poza naszą czwórką, nikt ma nie wiedzieć czym się zajmujecie. Zawsze możecie załatwiać jakieś moje sprawy w mieście. Erwin zrozumie.
Przytaknęli.
- jeszcze jedna rzecz, szukam jakiegoś miejsca z dala od wścibskich oczu. Trzeba by poszukać poza naszymi ziemiami jakiegoś opuszczonego miejsca. Mam nawet pomysł co do jednego. Podjedziemy do majątku, który spłonął w wyniku herezji – zagestykulował na znak czarowania – musimy przejrzeć zgliszcza, może jakieś piwnice będą nadawały się na wypadek gdyby potrzeba z nich skorzystać. Ewentualnie zrobimy jakąś prowizoryczną chatę głęboko w lesie poza naszymi terenami.
Przerwał
- macie jakieś pytania? To raczej nie powinno być ryzykowne zadanie, przynajmniej na razie. W razie czego zawsze możecie tłumaczyć gwardii, że przybyliście do miasta za chlebem i robotą. Chociaż wątpię, aby ktokolwiek was o to pytał. Na pewno w takich przypadkach nas nie znacie, to bardziej dla waszego bezpieczeństwa w mieście.
Offline
Erwin rozmyślał co tu robić. Nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękoma w zajeździe i czekać na wieści od Sigriza czy o rezultacie wysiłków Ludwiga. Nie przychodziło mu nic co mógłby zrobić i postanowił udać się do tartaku wesprzeć w poszukiwaniu goblinów.
Kiedy już zebrał cały potrzebny ekwipunek łącznie z bronią i opancerzeniem ruszył do Gospodarza i przedstawił mu pokrótce, że udaje się do tartaku i by był cały czas przygotowany koń i ktoś na wypadek problemów. Następnie wyruszył do tartaku licząc, że zastanie jeszcze ludzi w nim a nie będzie musiał się tłuc sam po lesie w ich szukaniu.
Offline
Karczma
Pytań nie było, widać wszytko jasne... albo okaże se w praniu. Jeśli wyruszyli by teraz, to późnym wieczorem powinni być w mieście o ile będą zdrowo popędzać konie. Jeśli nie to spędzą noc w karczmie pod miastem, żerująca na takich pechowcach co to przed zamknięciem bramy nie zdążyli.
Tartak
Ekspedycja eksterminacyjna jeszcze nie wyruszyła w las. Jakoś się nikt nie kwapił, w końcu w piątkę na oddział goblinów mało kto by się chętnie wybierał. Drwale odradzali wycieczkę. A i sami nie kwapili się. W końcu płacono im za rżniecie drewna nie goblinów.
Offline
Ludwig postanowił przeczekać do przyjazdu kupca i razem z nim wyruszyć do miasta. Ponieważ jego przyjazdu musiał oczekiwać dopiero za dwa dni, uznał że najbliższy dzień wykorzysta inaczej. Razem z Kinolem wyjadą z samego ranka i pojadą w kierunku majątku, który został spalony. Chciał poznać drogę i okolicę. Czy gdzieś po drodze będzie należało uważać lub omijać jakieś wścibskie sąsiedztwo jak również zobaczyć co zostało na pobojowisku. Miał tylko nadzieję, że szlachcic został na tyle wyklęty, że obecnie nikt nie odważy się już zbliżać do tego miejsca.
W końcu od przeklętego miejsca, samym można zostać przeklętym - pomyślał z uśmiechem
Offline
Erwin był powoli wściekły. Ciągle ktoś się stawiał i jakieś problemy wychodziły. Czemu po powrocie nie mógł odpocząć i udać się na pstrągi? Zebrał wszystkich w głównym budynku i rozporządził.
-Sigriz jedź do zajazdu i zadbaj o interes. Ja z chłopakami- Wskazał na najemników i jednego z drwali.
-Zadbamy o gobliny. Tak dodatkowo przeznaczę trzy korony za udaną misję.- Dodał zanim którykolwiek drwal się zbuntuje.
Nie zamierzał już słuchać więcej marudzenia drwali. i kazał przygotować się na wyprawę. Żarcie i inne potrzebne rzeczy jak liny, koce i inne przedmioty potrzebne zebrali w kilka minut i kiedy Sigriz już oddalił się sami ruszyli na gobliny.
Offline
Erwin
Pokrzepiony złotem drwal poprowadził ich w las. Najpierw poszli w miejsce gdzie wcześniej widziano ślady zielońców. Ale tam nic nowego nie zobaczyli. Zaczęli zataczać okręgi w około miejsca gdzie wcześniej zgubili ślad. Niestety, bezskutecznie, godziny leciały. Zaczęło się ściemniać.
- Nie dobrze po nocy łazić w lesie - powiedział znacząco drwal. - Zdążymy dojść do brzegu lasu zanim całkiem się ściemni. Ale i tak pod chmurka nam nocować wypadnie.
Ludwig
Ludwig z kompanami pojechał do “przeklętego” majątku. I zdziwił się wielce zobaczywszy, że robotnicy żwawo pracują by przywrócić świetność zabudowaniom. Najwyraźniej zła sława jakoś nikogo z nich nie wzruszała. Tak na oko ze dwa tygodnie i skończą robotę.
Ludwig z kompania stali w cieniu drzew więc jeszcze ich nie dostrzeżono. Z daleka wypatrzyli kilku zbrojnych, którzy z pewnością mogą mieć kilka pytań do intruzów.
Offline
Erwin był wściekły. Byli w miejscu obozowania gobasów, szli drogą nad urwisko i kawałek śladami stamtąd i zgubili ślad. Przeczesali okolicę i nic. To było irytujące.
Kiedy drwal oznajmił, że już dalej nie ma sensu krążyć w poszukiwaniu zielonego zwiadu wściekle rzucił oporządzeniem o ziemię i w milczeniu szykował się do spoczynku.
Następnego dnia o brzasku ruszyli do tartaku. Gdy już byli postanowił sprawdzić okolice tartaku czy aby tam nie zaczaili się poszukiwani.
Offline
Przyjrzał się czy zbrojni mają jakieś emblematy. Zaciekawiło go, kto tak sprawnie postanowił zagospodarować to miejsce. Wyglądało na to, że przypadkiem odkryli jaki jest naprawdę rozmach zmian w okolicy.
Razem z Kinolem wycofali się z zasięgu wzroku. Omijając miejsce budowy postanowił podjechać do okolicznej wsi. Ciekawe jakież to wieści biegają między chłopami - rzucił do kompana
taaa, ciekawe co budują że im tak się śpieszy - rzucił Kinol.
Ludwig spoważniał. Tempo budowy faktycznie było sprawne, mieli środki, mieli robotników, mieli nawet ochronę zbrojnych. Miał dziwne przeczucie, że natrafili na coś istotnego, czego nie powinni zlekceważyć.
Offline
Ludwig
Pewności nie miał bo daleko było, ale na skórzanych kapotach mieli emblematy podobne do straży miejskiej Fassenbergu. Albo i identyczne. Zresztą o ile się moda nie zmieniła, podobnie straż miejska się nosiła.
Pobliska wieś, była o półgodziny spacerem. Na polach pracowali chłopi. Widząc grupkę na drodze, profilaktycznie jeden z drugim, sięgał po lagę, widły czy siekierę leżącą na miedzy. Nie niepokoili podróżnych, ale i wyglądali na takich co to lepiej ich niepokoić. Musieli mieć jakieś powody do takiej nieufności w bliźniego.
Offline
- a witajcie mili ludzie - bez schodzenia z konia odezwał się do chłopów - chwała Sigmarowi, że pogoda przypisuje i plony w tym roku powinny być dostatnie. Może teraz bo tej plugawej zarazie chaosu, nastanie czas dobrobytu i spokoju
Poczuł, więcej oczu skupionych na nim.
- jestem przejezdnym kupcem i od czasu mojego ostatniego razu na południu Fassenbergu, wiele się widzę zmieniło - rozejrzał się po zebranych. Nie pamiętam aby mieszkańcy witali podróżnego ostrzem, nie pamiętam też aby gwardziści miejscy musieli pilnować czyichś majątków. Możecie rzec ludzie, o co chodzi? Jak ma być spokój i dobrobyt na ziemiach wśród ludu, skoro jeden drugiemu wilkiem się staje?
Offline
- Witajcie panie - powiedział jeden z chłopów, uprzejmie, ale bez uniżoności. - Ostatnimi czasy zbije się plenią po lasach, trza uważać na każdego. Wy też uważajcie, choć widzę, że eskortę macie. Psubraty z łuków szyją czasem, by trupa ograbić.
- Tamto - machnął w kierunku odbudowywanego dworku - to miastowe przejęli i teraz na sprzedaż odbudowują. Poprzedni właściciele ponoć z chaosem się bratali. Ale ja tam nic nie wiem. Inkwizytory były. Pytali, patrzali i wszytko widać wykryli. A teraz majątek sprzedają co by ziemia nie zdziadziała.
Offline